Witam!

Jestem suczką setera irlandzkiego.Pochodzę z polsko-angielskiej hodowli ZAMBI.Moi przodkowie pochodzą z linii psów wybitnych pod względem eksterieru i pasji łowieckiej, dlatego lubię prezentować się na wystawach a wolne chwile spędzam w polu i wodzie.
Na codzień jestem jak kobieta - nieodgadniona i zmienna
Bywam rozbrykana, zamyślona, zabawna, opanowana, śpiąca - lecz nigdy zdenerwowana czy niemiła, dlatego w zasadzie nie jestem Luną. Ci, co mnie dobrze znają mówią mi : Milunka, lub Milusia.
Ten blog jest o mnie i o mojej rodzince, poznacie tu moje zajęcia wydarzenia życia oraz moich znajomych.
Zapraszam !

poniedziałek, 6 października 2008

EURODOG SHOW i IR SZETTER CLUB SHOW BUDAPEST 2008

Nasza pierwsza wielka wyprawa od początku stwarzała nam organizacyjne trudności, ale jak to zwykle w życiu bywa musi być źle, by los nam to wyagrodził.
Jechaliśmy do Budapesztu z Naszymi wieloletnimi przyjaciółmi, którzy zaplanowali sobie trurystyczny weekend, a Lusia, jej wujek Neo oraz Ja i Ola pojechałyśmy zobaczyć jak wygląda wielka wystawa.
Pierwszy dzień powitał nas trudnościami: kwatera zabukowana internetowo okazała się wielkim niewypałem, lecz na szczęście właściciel miał do dyspozycji lokal bardziej cywilizowany, efektem czego wylądowaliśmy w dzielnicy oddalonej o 5 km od wystawy, lecz w stylowym 100metrowym apartamencie z parkingiem-jak zrozumielismy bezpłatnym. Wkrótce jednak okazało sie ze nie moze byc zbyt cudownie-znajdujac mandat za wycieraczką samochodu...
Odległość zdawała się byc pestką, jednak z problemami dotarlismy na wystawe,pokonujac ten niewielki odcinek w 2 godziny.
Samo sedziowanie- jak sedziowanie. Wyzbyci wszelkich oczekiwań uczyniliśmy wystawę spotkaniem przyjaciół ze strony "Exclusively setters". oraz dobrze się bawiliśmy, efektem czego Lusia we wspaniałym nastroju wkoczyła na ring, zdobywając miejsce 1 i CAC w klasie pośredniej pokonując 4 konkurentki z różnych stron świata.
Sędzia z uśmichem miłego starszego Pana, powiedział, że dzisiaj nie przyjmuje reklamacji i zażaleń żywając staroświeckiego i ujmującego zwrotu "my dear".
Lusinego wujaszka i tate omineło tego dnia szczescie i gust sedziny.
Kolejny dzień wystaw stanął pod znakiem zapytania, gdy ten sam odcinek drogi pokonywaliśmy od 4 godzin. W ulewnym deszczu temperaturze około 8 stopni wypakowaliśmy sprzęt i zwierzaki na samym środku jezdni i biegiem dotarłyśmy z godzinnym opoznieniem na wystawe klubowa, ktora zorganizowana była....pod szarym od deszczu niebem. Na szczescie pomyślano o zadaszeniu. Jednak od spadającej temperatury i porywistego wiatru nie uchroniło nas nic. Atmosfere podgrzewala tylko muzyka i herbata z miodem i cytryna- a tych bardziej przewidujacych...cos mocniejszego.
Tego dnia pierwsze miejsca zajeli wujek Neo w klasie użytkowej, tata Dooley w klasie otwartej oraz jego kolega JJ w klasie championów. Zła passa trafiła się dzieciom tatusia: Lusi oraz Banthi które zajeły 4 i 2 miejsca w swoich klasach.
Niedzielę poswiecilismy na zakupy i jazde metrem,trasa zajela nam jedyne 20 minut (5 minut w metrze) jednak by dostac sie na wystawowe stragany musielismy wykupic wejsciowki.
Zambi settery reklamowały tam m.in kombinezony przeciwdeszczowe oraz brały udział w profesionalnej sesji zdjeciowej i poradach groomera.